11 sierpnia 2012

XI - Be Yourself

XI


Harry

Utrzymywałem moje ciało i umysł w podobnym stanie. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że może nam jej zabraknąć. Żyłem tak jak przedtem, tak jak by była obok mnie. Nie przejmował mnie fakt, iż częściej rozmawiałem sam ze sobą, to pomagało bardziej niż rozmowa z Lou-Lou. Nikt nie był w stanie zastąpić drugiego człowieka. Spędzaliśmy czas ciągle w studiu, starając się nagrać coś sensownego. Lecz za każdym razem ktoś się rozklejał. Rozumiałem żal i ogarniający nas smutek. Każdego wieczoru szedłem do ich mieszkania i spędzałem długie godziny z Niall'em. Często po prostu oglądaliśmy film lub z kubkiem herbaty rozmawialiśmy o życiu. Próbowałem podtrzymać mojego przyjaciela na duchu, przecież nic nie było stracone.

- Hazz - z rozmyślania wybił mnie ciepły głos, odwróciłem głowę i musnąłem wargi Boo Bear'a. Uśmiechnął się lekko po czym kontynuował - Jest już druga w nocy - ta godzina nie robiła na mnie wrażenia - Proszę, chodź ze mną do łóżka, brakuje tam Ciebie - jeszcze raz, poproś jeszcze raz, wydymaj wargi w ten specyficzny sposób - Nie wiem co mam jeszcze zrobić - wydąłeś a w moich policzkach pojawiły się dołeczki. Ująłem Twoją dłoń i pociągnąłem lekko za sobą. Fakt, nie spałem w naszym łóżku od dobrego miesiąca. Często po prostu zasypiałem na kanapie, lub u blond Irlandczyka. Nie miałem dla Ciebie w ogóle czasu, co Tommo? Spytałem się w myślach. Przepraszam, życie mi runęło. Westchnąłem ciężko i spojrzałem w Twoje niebieskie tęczówki, dziś przybrały kolor szarości.

- Jesteś smutny - słowa popłynęły mimowolnie, odwróciłeś na mnie wzrok. Nie zaskoczyło Cię to stwierdzenie - Dlaczego?

- Niall dzwonił - posłałem pytające spojrzenie - Wolałby z Tobą porozmawiać jutro, osobiście. Powiedział, że mu się nie spieszy.

- Przecież mam swoją komórkę - nie potrafiłem zahamować zdziwienia. Sięgnąłem do kieszeni siwej bluzy, tej samej gdy poznałem . Wciągnąłem powietrze. Wyjąłem aparat, lecz czarny ekran pozostał niewzruszony. Kurwa, zakląłem w myślach z milionowy raz dzisiaj. Z rozładowanego telefonu zbytniego pożytku mieć nie mogłem. Cisnąłem nim na łóżko a sam udałem się do małej łazienki. Powietrze było parne, jak by ktoś przed chwilą brał prysznic. Zdejmując bokserki jednocześnie odkręcałem kurek z ciepłą wodą. Odczekałem 5 minut, aż się nagrzeje i wszedłem pod bieżący strumień. Miodowy żel wylądował na moich dłoniach. Mydliłem całe ciało, aby czuć się świeżo. Po tak wielką taflą wody nie można było zauważyć pojedynczej łzy, która samotnie spływała po moim policzku. Ile jeszcze dam sobie bez Ciebie radę? Kolejne nieme pytanie, na które nie doszukam się odpowiedzi. Przez całe życie byłem przekonany, że to miłość potrafi zranić najbardziej, ta największa, prawdziwa, odwzajemniona. Lecz nie brałem pod uwagi miłości do niej. Nigdy nie kochałem jako przyjaciel, nigdy nie potrzebowałem nikogo poza sobą. Wyszedłem z kabiny i wolnym krokiem wszedłem do zaciemnionej sypialni. Boo Bear leżał a jego klatka piersiowa opadała zgodnie z rytmem oddechów. Blade policzki przybrał lekki kolor różku. Wyglądał tak uroczo, tak bardzo mi go brakowało. Znów tęskniłem. Otworzył lekko powieki po czym gestem zaprosił mnie pod ciepłą kołdrę. Od razu znalazłem się obok. Moja nagość w żaden sposób go nie odrzucała, czyste przyzwyczajenie. Wtuliłem się w umięśniony tors i przymknąłem oczy. Długie palce wplątał w moje loczki i zaczął głaskać po głowie, czasami zjeżdżając na plecy. Skuliłem się w środku, czekając na kolejną falę bólu, przyszła niespodziewanie, rozrywając me wnętrzności od środka. Nie pozwoliłem sobie na płacz. Każdą emocje zamknąłem szczelnie dopóki nie przyszedł Morfeusz.

Niall

Dźwięczny śmiech odbił się echem w mojej głowie. Malinowe usta wygięły się w łuk a turkusowe tęczówki utkwiły we mnie swój wzrok. Siedziała niewzruszona na miękkiej kanapie i czekała na mnie. Podszedłem od tyłu wplatając jedną z wolnych dłoni w blond włosy. Były gęste i puszyste. Obróciłem jej głowę w moją stronę i złożyłem na wargach delikatny pocałunek, po czym potarłem nosem o jej.
Postawiłem małą miseczkę z popcornem na stoliku obok fotela, usiadłem tak aby mieć dobry widok na jej okrągłą twarzyczkę. Objąłem ją w talii i pozwoliłem wtulić się w swój bok. Zaciągnąłem się zapachem ziołowego szamponu. Znowu użyła mojego. Odchyliła się do tyłu i spojrzała na mnie z... miłością.

- Kocham Cię - słowa popłynęły tak gładko z Twoich ust, zaparło mi dech w piersiach. Otwierałem swoje wargi, aby opowiedzieć jej tym samym, lecz nagle nie byliśmy już w naszym mieszkaniu. Stała do mnie twarzą w twarz. Miała ściągnięte brwi a ręce zaciśnięte w pięści. Zniknął płynny turkus w jej oczach. Były teraz zimne i puste. 'Znajdź mnie', wyszeptała i zniknęła w ciemności. Ruszyłem w pościg, aby znów poczuć ją w ramionach. Czarna dziura pochłaniała mnie jeszcze bardziej.... 

- Nieeee!!! - krzyknąłem. Lecz nikt nie mógł mnie usłyszeć. Zniknęła!

Wciągnąłem powietrze z świstem i zamrugałem kilkakrotnie. Moje oczy nie chciały przyzwyczaić się do ciemności, widziałem tylko małą poświatę wpełzającą przez okno. Starłem pot, który przyozdobił moje skronie i podniosłem się do pozycji siedzącej. Przed sobą ujrzałem tablicę korkową a na niej nasze zdjęcie. Miałem na sobie granatowe rurki i jej ulubiony t-shirt. Ona zaś ubrana w niebieską koszulę w kratę i jasne dżinsy siedziała na moich kolanach obejmując rękoma mój kark. Obydwoje wyglądaliśmy jak najszczęśliwsi ludzie pod słońcem. Każdy kto nas znał, mógłby potwierdzić prawdziwość tych słów. Długie blond włosy związała w kitkę, dzięki czemu mogłem podziwiać profil idealnej twarzy. Na tym zdjęciu to ja patrze na nią a ona ukazuję rząd białych zębów i uśmiecha się szczerze. Pamiętam dzień w którym robiono to zdjęcie. Teraz minęły trzy miesiące, jest trzeci dzień, trzecia godzina i trzeci raz tej nocy nawiedza mnie koszmar. Nie ma jej już zbyt długo czasu. Opadam na łóżko i odwracam głowę w stronę gdzie powinna leżeć blond osóbka. Jest tylko niewielka poduszka pachnąca nią. Kładę na niej głowę i zamykam oczy. Gdy z powrotem je otwieram uderza we mnie jasność a słońce wlewa się nadając temu miejscu kolor. Wciągam na siebie siwe dresy i wychodzę z pokoju. Jest tu za cicho, za pusto. Ktoś naciska klamkę od głównych drzwi. Przede mną stoi chłopak z kasztanowymi lokami i zielonymi bez mętnymi oczami. Uśmiecham się delikatnie i zapraszam Harre'go gestem dłoni.

- Dzwoniłeś - wiedziałem, że po to przyjdzie. Myślę jak sformułować sensowne zdanie.

- Tak - Curly patrzy na mnie wyczekująco, wzdycham ostentacyjnie - Dzwonili z kliniki.

- W jej sprawie? - nigdy nie wypowiadał przy mnie tego imienia

- Mhm, wraca. Sama, o własnych siłach.

- Ale nadal jesteś smutny - stwierdził, nie zapytał.

- Zrobię Ci herbaty i powiem na czym to wszystko polega.

Uśmiechnął się a policzki przyozdobiły znane mi dołeczki.



5 komentarzy:

  1. Liczę dzisiaj na dalsza część bo ten rozdział nie rozwiał do końca mojej ciiekawosci

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej.. Brakuje mi słów. Ten rozdział jest MAGICZNY <3 Cieszę się, że Julia już wraca do domu. Jednak coś jest nie tak. Sam Niall tak mówił. Hm.. Ona uderzyła się w głowę. Czy przypadkiem Julia nie na amnezji i nic nie pamięta? Jestem ciekawa co będzie dalej. Czekam na kolejny cudowny rozdział.<3 kocham. [ROZDZIAŁ 4 NA becausetruelovecannothide.blogspot.com0SERDECZNIE ZAPRASZAM <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  3. kurwa, popłakałam się. za dużo emocji. wiesz, że kocham Cię za to opowiadanie, prawda? jestem rozwalona psychicznie, amen, dziękuję, kocham Cię. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. mój ulubiony rozdział z cudowną piosenką <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero co znalazłam tego bloga i powiem Ci że jest genialny. Trochę dołujący, ale trafia w mój ostatni nastrój :) Pisz dalej, bo świetnie Ci to idzie. Czekam na ciąg dalszy tej historii i błagam, wpleć trochę więcej Larry'ego.
    Madzga

    OdpowiedzUsuń