30 lipca 2012

VII - Breath Of Life


VII


Harry

Czekaliśmy w ciszy aż lekarz sam przemówi, lecz chyba nie było nam to dane. Julia ścisnęła mnie lekko za dłoń i posłała zniecierpliwione spojrzenie, wzruszyłem tylko ramionami. Poczułem czyjś dotyk na plecach i obróciłem się. Za mną stał Liam i Zayn, którzy nie byli mniej przerażeni ode mnie. Mulat chrząknął znacząco a lekarz w końcu wydobył z siebie jakiś dźwięk

- Podsłuchiwałem waszą rozmowę - zaczął zażenowany - Panów przyjaciółka ma rację co do choroby, poważne stadium anemii, okropne niedobory witamin, ale jest to tylko stan fizyczny. Gorzej jest z psychiką - poczułem krew szumiącą w uszach - Może nie jest to widoczne, Pan Horan idealnie się ukrywa.

- Do rzeczy Panie Doktorze - odparł zdenerwowany Lou.

- Dobrze. U Waszego przyjaciela stwierdzono depresję i załamanie nerwowe. Sądzę, że to nie są jego pierwsze blizny.

- Przepraszam, jakie blizny? - spytał zdezorientowany Daddy, jego twarz zbladła a kolana się ugięły, Zayn przytrzymał go w pasie.

- Czyli nic nie wiecie - prychnął doktorek, popatrzyliśmy na siebie. Każdy wyglądał tak samo. Wielkie oczy, zaciśnięte pięści i martwy wyraz twarzy - Cięcia, żyletka, cyrkiel, wszystko czym się da. On potrzebuję całodobowej opieki, nie sądzę żebyście byli w stanie mu to zapewnić - miałem ochotę wybić mu zęby - Proponuję aby wysłać go do szpitala dla ludzi z takimi problemami. Nie wykluczam, że spróbuję się zabić. 

- Nie! - krzyknął Liam i starał się nie upaść przykładając głowę do zimnej ściany - Nie oddam mojego Nialla do jakiegoś wariatkowa. Zrobimy wszystko żeby go pilnować. Dobrze pan o tym wie. Jeśli będzie trzeba wyciągnę go stąd siłą, nie zasługuję na to. - byłem w szoku takiej reakcji ze strony bruneta, jego wieczne opanowanie zawsze znikało gdy w grę wchodził Horanek, ale jeszcze nigdy nie zbulwersował się tak bardzo. Kłykcie mu pobladły a po policzkach spłynęły łzy. Zayn podszedł do niego powoli i objął ramieniem dając poczucie bezpieczeństwa.

- Ja się nim zajmę - jej głos, kolejny raz wybił każdego z zamyślenia. Obróciłem głowę w prawo potrząsając nią na znak nie zgody.

- Znasz go 6 godzin, nie musisz się poświęcać, nie musisz być taka dobra. 

- Znam Ciebie od tygodnia i wiem, że kochasz go ponad wszystko jak każdego tu obecnego, nie pozwolę aby zrobił sobie coś jeszcze.  - westchnęła przeciągle - Jestem taka jak on, wiesz to, wiesz przez co przeszłam, pozwól mi ocalić chociaż jego - wszyscy spojrzeli na nią oniemieli, podwinęła rękawy płaszcza, ukazały nam się długie białe blizny zasłonięte masą bransoletek. Podszedłem do niej, biorąc w dwa palce jej podbródek.

- A kto ocali Ciebie?

- Ocalimy siebie nawzajem. Ja się wyleczyłam, on też da radę. - oczy jej błysnęły, zwróciła się do reszty chłopaków - Pozwólcie mi. - powiedziała błagalnym tonem.

- Dobrze - odpowiedział jej stanowczy głos, nie było w nim momentu zastanowienia - Chodź ze mną ustalimy grafik. Wyswobodziła się z moich objęć dając mi na pożegnanie całusa w policzek. Daddy szykował plan, musieliśmy mu zaufać.

Liam

Nie mogłem pozwolić aby coś znowu stało mu się stało. Był moim Niall'em, od zawsze i na zawsze, każdy o tym wiedział, każdy to akceptował, nawet Danielle. Nie wierzyłem, że nie byłem w stanie zauważyć tych objawów. Wydawał się taki szczęśliwy, lecz w tej myśli kluczowe słowo odgrywało role 'wydawał'. Wyszedłem na mroźnie powietrze szukając w kieszeniach moich skórzanych rękawiczek. Blond osóbka szła za mną żwawym krokiem uśmiechając się od ucha do ucha. Byłem pod wrażeniem tego jak bardzo zależało jej na Niall'u, za krótko go znała by go pokochać, taką miałem nadzieję. Nie okrywałem w jej działaniu ukrytego sensu, nie chodziło o sławę i pieniądze. Ona była przepełniona współczuciem, podbiła serce Hazzy i Tommo, chyba czas abym i ja jej zaufał, to będzie trudne. Wyciągnęła mentolowe LM Linki i zapaliła jednego, mocno się zaciągając, skrzywiłem się odruchowo, posłała mi przepraszające spojrzenie. Dałem jej wypalić do końca po czym zaprosiłem na gorącą kawę. Ustaliliśmy wszystko w przeciągu nie całej godziny, nawet udało jej się mnie raz rozśmieszyć. Niall miał wyjść ze szpitala dopiero za 10 dni, Julia zabiera go do siebie do domu, ponieważ znajduję się on blisko naszego studia. Każdego ranka wychodząc na uczelnie odprowadza go pod drzwi, któryś z nas zawsze na niego czeka, wracając z zajęć zgarnia go znowu do siebie, gotują obiad, oglądają filmy itp. Robią wszystko i nic aby zapomnieć o rzeczach mało istotnych. Chciałem aby Horanek był bezpieczny, najbardziej smuciło mnie to, że już nie będzie sypiał w naszym kompleksie, my mieliśmy dla niego za mało czasu. Ja korzystałem z chwili i spędzałem każdy wolny czas z Dan. Zayna nie było co noc a znając Hazze i Boo Bear'a zamkną się w pokoju i wyjdą dopiero rano. Ona go uszczęśliwi i może mój mały przyjaciel w końcu się zakocha. Trzeba go tylko namówić na tę opcję, chociaż nie sądzę aby protestował.


Julia

- Umieram z głodu - ogłosił głośno blondasek na co wszyscy wybuchnęli rychłym śmiechem.

Wyglądał o wiele lepiej, miał lekko zaróżowione policzki, bladość i worki pod oczami zniknęły. Zayn jako pierwszy rzucił się na fotel, zajmując całą jego powierzchnie. Harry puścił do mnie oczko po czym rozsiadł się na kanapie w objęciach trzymając niewinnego Louisa. Daddy rozmawiał przez telefon ze swoją kobietą. Niall nie puszczając mojej dłoni starał się zdjąć z siebie siwą bluzę. Uśmiechał się odkąd udało nam się zdobyć wypis z tego okropnego miejsca zwanego szpitalem. Nadal siłował się z prawym rękawem, starałam się wyswobodzić rękę, lecz tylko posłał mi wściekłe spojrzenie. Po dobrych 5 minutach był już tak zeźlony, że ucałował mnie w policzek i poszedł na korytarz zdjąć również buty. Zrzuciłam z siebie czarny płaszczyk i otworzyłam małą lodówkę. Były w niej akurat wszystkie składniki potrzebne na spaghetti, wyjęłam mięso mielone i zaczęłam podsmażać z cebulką. Horan wrócił szybciej niż bym się spodziewała i pomógł mi doprawiać potrawę. Posyłał mi piękne uśmiechy za każdym razem gdy spoglądałam w jego stronę. Z dużego pokoju dobiegały odgłosy śmiechu i dobrej zabawy. W końcu nie czułam się samotna, ktoś mnie potrzebował tak samo jak ja jego. Szpital zmęczył nas oboje, trzymali go tam bez celu jeszcze przez tydzień, aż w końcu zgodnie stwierdziliśmy, że wypisujemy go na nasze żądanie. W tym czasie każdy z nas zrezygnował z planów. Przestałam nawet uczęszczać na zajęcia co pewnie odbiję się na moich końcowych sprawdzianach, ale mało mnie to teraz obchodziło. Chciałam aby Nialler czuł się tu bezpiecznie, zależało mi na jego miłości, którą powoli sama go obdarzałam. Siedziałam przy nim dzień w dzień i poznawałam lepiej. Był zupełnie inny niż przedstawiali go ludzie. Fakt, jadł dużo, ale głównie to co niezdrowe. Miał wielkie serce, które przejawiało się praktycznie w każdej sytuacji. Był ogromnym zazdrośnikiem, któremu słabo wychodziło tuszowanie własnych uczuć. 

Z rozmyślań wyrwał mnie piękny zapach sosu pomidorowego, który blondasek właśnie wylał na patelnie. Stał do mnie tyłem i tańczył w rytm muzyki. Podeszłam do niego lekko obejmując w pasie i przycisnęłam głowę do ciepłych pleców. Mięśnie mu zesztywniały a twarz przybrała czerwonawy kolor, uwielbiałam tą reakcję.

- Idę do reszty. Poradzisz sobie sam? - rozejrzałam się po pomieszczeniu, makaron był już gotowy, wystarczyło tylko rozłożyć porcję na talerzach.

- Poradzę. Ale samemu będzie mi smutno - posłał mi smutne spojrzenie, wystawiłam tylko język. Pożegnałam go lekkim całusem w policzek. Wyszłam z ciepłego pomieszczenia i omijając salon udałam się do swojego pokoju. Tęskniłam za tym specyficznym powietrzem. Zaciągnęłam się nuta pomarańczy, świeżej pościeli i kwiatów. Na stoliku nocnym zabrzęczał telefon. Przeraziłam się gdy zobaczyłam 52 wiadomości tekstowe i 35 głosowych, połowa była oczywiście od mamy, lecz jedna z nich zszokowała mnie bardziej niż choroba Nialla.

From: Luki
Cześć moja mała Dżulio :) Jak Ci idzie życie w cudownej Kanadzie?
Nie odzywasz się, zapomniałaś o mnie. Nie poddam się tak szybko.
Szykuj się na mnie.

Żołądek podszedł mi do gardła, nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.


26 lipca 2012

VI - Love is equal


VI


Niall

Ostrożnie stawiałem każdą stopę aby nie stracić równowagi, biegłem jak najszybciej się dało. Moje płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Ucieczka nie była dobrym rozwiązaniem, lecz w tym momencie nic innego mi nie przychodziło do głowy. Nie miałem już siły, łkałem z zimna i braku powietrza. W pewnym momencie nawet i nogi przestały ze mną współpracować. Wezbrała we mnie wściekłość, chciałem więcej, dalej. Osunąłem się na zimną trawę, oczy zaszły mi czarną mgłą. Słyszałem, lecz nic nie widziałem. Ktoś krzyczał, przeraźliwy krzyk a potem już nic.

- Nieeee!!! - cisza.

Harry

- Gdzie jesteś? - spytałem histerycznie

- Szpital św.Edwarda. Błagam, przyjedź, ja nie wiem co się z nim stało...

- Już dobrze Tommo, zaraz będę, tylko uspokój się kochanie, będzie dobrze - rozłączyłem się. Serce waliło mi jak oszalałe. Mój Niall, mój ukochany Niall, przyjaciel, brat. Miałem ochotę coś rozwalić. Obejrzałem się za siebie. Wszyscy stali jak wryci i patrzyli na każdy mój ruch. Szybko podniosłem się z podłogi, zabrałem bluzę, wybiegając na zimne powietrze uderzyłem pięścią w betonową ścianę. Gdy Horan wybiegł byłem myśli, ze znowu zgłodniał, jak zawsze miał w zwyczaju. Lecz gdy na wyświetlaczu telefonu pojawiło się zdjęcie moje z Lou włączyłem zieloną słuchawkę i usłyszałem cichy płacz. Na początku myślałem, że jest to telefon z przeprosinami, lecz gdy tylko do mojej głowy doszły słowa Niall i szpital to cały świat zawirował.

- Poczekaj! - z rozmyślania wybił mnie ten głos, nie mogłem się nie zatrzymać. Odwróciłem szybko głowę. Oparłem ręce na kolanach i podniosłem wzrok - Co się... Harry? Płaczesz... - urwała, widziałem, była nie mniej przerażona ode mnie.

- Niall... w szpitalu. Nie ma czasu! - wychrypiałem łapiąc powietrze. Podbiegła w moją stronę i ścisnęła mnie za dłoń porywają do kolejnego biegu. Szpital znajdował się dwie przecznice stąd, nie potrzebowaliśmy nawet samochodu. Szybkim krokiem pokonaliśmy strome schody i znaleźliśmy się w niezbyt miło pachnącym pomieszczeniu. Nienawidziłem tego miejsca. Czułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. Na plastikowym krześle siedział mój Lou, głowę miał schowaną między kolana, podniósł ją dopiero wtedy gdy pogłaskałem go po plecach. Oddychał płytko, oczy miał czerwone i spuchnięte. Zerwał się na równe nogi i wtulił się w mój tors, policzek chowając w zagłębieniu mojej szyi. Zacząłem przesuwać palcami po jego włosach, zaczesując kosmyki do tyłu. Rozpłakał się na dobre. Słony płyn cieknął po ciepłej skórze i spływał na moją koszulkę. Zaciągnął się naszym powietrzem i spojrzał na mnie. Dokładnie lustrowałem każdy detal jego idealnej twarzy. Pełne wargi w malinowym kolorze były za ciśnięte. Niebieskie tęczówki drgały ze zdenerwowania. Otworzył lekko usta, przymknąłem powieki.

- Poszedłem do tego parku, blisko domu. Chciałem pomyśleć... - urwał, usta mu drgnęły - Siedziałem na ławce i zobaczyłem Nialla, biegł bez celu, chciałem dać  mu znać, że tu jestem, ale...- pokręcił głową - On nagle upadł Harry. Zapadł się pod ziemie. Nogi się pod nim ugięły i już go nie było. Lekarze nie chcą mi powiedzieć... Nie wiedziałem co mam robić, a Ciebie nie było, a ja bez Ciebie nie potrafię - ująłem jego twarz w dłonie, otwierając powoli oczy - Zrobię wszystko Curly, tylko wróć do mnie, proszę - Louis trząsł się z przerażenia, widziałem jego ból. Za nami zauważyłem , stała schowana w cieniu i uśmiechała się lekko. Machnęła ręką po czym odeszła w stronę sali 69. Dopiero gdy zniknęła za zielonymi drzwiami odważyłem się wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk.

- Nigdzie nie odszedłem - wychrypiałem i usłyszałem jak z ulgą wypuszcza powietrze. - Potrzebujesz kawy.

- A Niall? - zapytał zdezorientowany

- Wysłałem do niego kogoś bardziej stosownego - przytuliłem go do swojego boku, nie dając mu szansy na wyswobodzenie się.


Niall

Nadal tylko słyszałem, lecz bałem się otworzyć oczy. Nie wiedziałem co może się stać. Czy zobaczę białe ściany, niebieskie niebo czy ciemność? Serce waliło mi jak oszalałe. Bałem się. Ktoś dotykał mojej dłoni, drgnęły mi palce a do uszu doszedł odgłos wciąganego powietrza. Ktoś się o mnie bał. Pozwoliłem sobie uchylić powieki. Uderzyło mnie jaskrawe światło, więc dałem sobie czas na przyzwyczajenie. Wszystko zaczęło nabierać koloru. Zielone ściany, różne dziwne sprzęty dookoła mnie, kabelki przyczepione do ręki. Skrzywiłem się mimowolnie. Obróciłem głowę w prawą stronę i przyjrzałem się postaci siedzącej na szpitalnym krześle. Czarny płaszcz, granatowa koszulka, turkusowe tęczówki i blond włosy. Zaprało mi dech, a maszyna zaczęła pikać jeszcze głośniej. Uśmiechnęła się do mnie z satysfakcją.

- Cześć - miękki głos odbijał się echem w mojej głowie. Odchrząknąłem.

- Cześć - starałem się przybrać obojętny ton.

Gestem ręki dała znać żebym posunął się trochę, zdjęła okrycie i buty po czym wdrapała się na niezbyt wygodne, dość duże łóżku. Przylgnęła do mnie całym ciałem a głowę schowała w zagłębieniu mojej szyi. Delikatnie objąłem ją w pasie i zaciągnąłem się zapachem ziołowego szamponu.

- Nie ładnie tak straszyć ludzi - odparła po długiej ciszy

- Nie sądzę byś się tym przejęła - podniosła się na łokciu i zlustrowała mnie uważnie.
- Głupek z Ciebie, wiesz?

- Wiem, ale nie przeszkadza Ci to - powiedziałem z wyższością, znowu ułożyła się na moim torsie - Nie ładnie być takim? - powtórzyłem jej słowa w innym znaczeniu

- Jakim? - słyszałem nutkę zdziwienia

- Idealnym... - rumieńce spłynęły na moje policzki

- Nie jestem idealna - zaprzeczył szybko po czym mocniej ścisnęła mój lewy bok.

- Dla mnie jesteś - idiota, przeszło mi przez myśl

- Chyba za mocno uderzyłeś się w główkę - ostatnie zdanie. 

Serce nadal waliło mi jak oszalałe, lecz nie czułem już wstydu, było mi więcej niż dobrze. Nie chciałem wychodzić z tego łózka. Pragnąłem leżeć z nią w ramionach do końca dnia i jeden dzień dłużej.

Lou 

Powoli zanurzyłem usta w ciepłym napoju, który momentalnie rozlał się po moim ciele. Byłem wykończony, nie przespana noc i cały dzień w szpitalu. Do tego wszystkiego towarzyszyło mi sfrustrowanie. Nie miałem pojęcia co mogło dolegać Niall'owi, a bardzo nie lubiłem nie wiedzy. Jedyną pozytywną rzeczą było odzyskanie Harry'ego, obiecałem sobie, że przy najbliższej okazji porozmawiam z Eleanor, zakończę ten 'związek'. Mój przyjaciel przechadzał się niecierpliwie z jednego końca korytarza na drugi dopóki z sali nie wyszła wątła blondyneczka. Od razu wziął ją w ramiona po czym spojrzał na mnie przez ramie. Podeszli do mnie trzymając się za małe palce. 

- Lou, to jest Julia - westchnęła - Moja przyjaciółka - wyciągnęła do mnie dłoń, lecz miałem ochotę wziąć ja w ramiona, podniosłem się lekko i przytuliłem ją delikatnie do swego boku, była ode mnie niższa.

- Miło Cię poznać - zaszczebiotała, uśmiechnąłem się tylko.

- Wiesz coś? Udało Ci się z niego wyciągnąć cokolwiek? - Harry i ta jego nie cierpliwość 

- Niestety nie, lecz nie sądzę by było z nim najlepiej. Myślę, że to poważne stadium anemii. Teraz zasnął.

- Kim jesteś? - nie wierzyłem, że te słowa padły z moich ust, były sarkastyczne, lecz zrozumiała sens tego pytania.

- Studiuje medycynę na pobliskiej uczelni - jej kąciki lekko drgnęły ku górze. Byłem zafascynowany. Medycyna, dość trudny i męczący kierunek, zważywszy na to, że nie była stąd, miała akcent.

- A skąd jesteś?

- Lou! - upomniał mnie Harry

- Jestem tylko ciekawy Curly, nie złość się tak - poczochrałem jego kasztanowe loki. Spojrzał na mnie zeźlony, nadal nie puszczając jej dłoni.

- Jestem z Polski. - przymrużyła powieki. Ciekawe. Była ciekawą chudą osóbką, którą mój Harry najwidoczniej też był zafascynowany.

- Pan Styles i Tomlinson? - dobiegł mnie nieznajomy głos zza pleców.

- Tak - chłopak zareagował szybciej

- Mam dla panów niezbyt przyjemnie wieści.


24 lipca 2012

V - Little Talks


V

Julia

Tym razem nie obudził mnie okropny ból głowy. Było to raczej gwar ludzi idących do pracy. Lubiłam moje mieszkanie w centrum miasta, mimo wad i zalet. Okropnie bolały mnie plecy więc postanowiłam przekręcić się na prawy bok. Ułożyłam głowę wygodnie na poduszce i dopiero wtedy otworzyłam oczy. Uderzył we mnie lekko żółtawy odcień ścian mojego malutkiego pokoju. Białe ramy łóżka przyozdobione były lampkami. Na przeciw mnie odnalazłam biurko, akurat pod oknem aby był duży zasięg światła. Odszukałam wzrokiem moją bluzę dresową i wsunęłam ręce w cieplutkie rękawy. Zadrżałam, zapowiadał się zimny październikowy dzień. Poczułam coś pod moją prawą ręką i natychmiast odsunęłam się wystraszona. Jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałam kolejną małą karteczkę. Rozpoznałam koślawe pismo a na moich ustach pojawił się uśmiech.

"Dziękuję, że znowu byłaś.
Jeszcze wrócę
- H"

Czułam się tak czysto z tym, że mogłam mu znowu pomóc. Widziałam jak cierpi i nie podobało mi się to zbytnio. Każdy ruch jaki wykonywał Lou ranił go co raz bardziej. Myślałam nad tym aby spotkać się z Tommo. Przecież oni się tak bardzo kochali. Wszędzie było to widać. Gesty, uśmiechy, czułe spojrzenia. Moje przypuszczenia potwierdził on. Miłość w czystej postaci. Było mi żal, że ja nie byłam w stanie tego doznać. Zrobiłam się oschła, zrzędliwa, twarda jak kamień. Obwiniałam o to tylko jedną osobę. Potrząsnęłam głową aby przestać o tym myśleć. Szybko wstałam z łózka i starannie zaczęłam rozciągać każdy mięsień. Skończywszy poranną gimnastykę udałam się do łazienki aby wziąć krótki prysznic. Przelotnie spojrzałam na zegarek. Była 9, syknęłam jednocześnie przypominając sobie, że za godzinę mam być u Danielle na próbie. Coś czuję, że dziś czas nie będzie moim sojusznikiem. Odkręciłam kurek i dałam się ponieść błogiemu uczuciu gdy poczułam na plecach cudownie ciepłą wodę. Sięgnęłam po mój ulubiony miodowy żel i szybkimi ruchami myłam każdą partię ciała. Wychodząc zgarnęłam jedną parę soczewek po czym starałam się odszukać coś sensownego do ubrania. Chyba nie musiałam wyglądać dziś jakoś nadzwyczajnie. Wybrałam czarne dżinsy i zwykłą granatową koszulkę. Narzuciłam na siebie płaszczyk i wybiegłam szybkim krokiem z mieszkania. Pokonywałam każdy schodek szybciej niż bym tego chciała a buty na koturnie nie ułatwiały mi tego. Znalazłam się na ulicy w ciągu kilku sekund. Zatrzasnęłam za sobą drzwi klatki i poczułam jak zderzam się czymś twardym a mój nos przeszywa niewyobrażalny ból. Jęknęłam głośno a postać przede mną westchnęła przeciągle. Opanowałam zawroty głowy i ujrzałam bladą dłoń wyciągniętą w moją stronę. Starałam się podnieść, lecz wydawało się to trudniejsze niż mogło wyglądać. Ktoś pociągnał mnie szybko do góry, znowu zakręciło mi się w głowie.

- Przepraszam - wymamrotałam zażenowana - Niezbyt się dziś wyspałam.

- Jakoś będę musiał żyć z kawą na koszulce - zaskoczona podniosłam wzrok. Ujrzałam przeuroczego blondynka o prostym nosie i wydatnych wargach, wlepiał we mnie swoje niebieskie tęczówki a usta wydął w sarkastycznym uśmiechu. Jego włosy sterczały a na policzkach można było zauważyć rumieńce. Był przystojny, nie, on był piękny. Zastanawiałam się kiedy poznam Lou, skoro w tym momencie stałam przed Niall'em. Zauważyłam, że ktoś macha mi ręką przed twarzą.

- Ej! Dziewczyno o turkusowych oczach, wszystko w porządku? - w jego głosie można było wyczuć satysfakcję.

- Ekhm, myślę, że tak. Jeszcze raz przepraszam. Dasz sobie radę? Ja na prawdę się spieszę.

- Nie tak szybko. Nie dam Ci tak szybko uciec - kolejny rumieniec na jego policzkach - Gdzie idziesz? Podwiozę Cię.

- Herlihy Place 219, ale to tuż za rogiem. - starałam się wymigać, miałam 10 minut, czułam, że Dan zje mnie żywcem.

- Tak się składa, że też tam idę. A! To Ty, nowa zdobycz naszej tancereczki. Znasz Danielle? - posłałam mu zbolałe spojrzenie - Mhm, rozumiem. Chodź, porozmawiamy po drodzę.

***

Niall

Musiałem przestać się tak gapić. Wiedziałem, że w pewnym momencie mnie na tym złapie. Patrzyłem na jej wargi z których teraz wydobywał się cudowny śmiech. Nie sądziłem, że jakaś dziewczyna kiedykolwiek będzie śmiać się z mojego żartu. Ona była inna. Piękno. Czyste piękno. W każdej postaci, twarz, ciało, charakter. Chciałem wiedzieć o niej więcej. Wiedziałem, że na jednej rozmowie się nie skończy, znała Danielle, a skoro ja to i Liam'a. Weszliśmy do dusznego pomieszczenia co było przyjemną odmianą ze względu na przemoczoną koszulkę i zimne powietrze z zewnątrz. Dziewczyna szybko pomknęła krętym korytarzem do garderoby, po chwili stała obok mnie z białym ręcznikiem i koszulką w tym samym kolorze. Uśmiechnęła się do mnie przepreszająca i wróciła się przebrać. Zniknałem w ciemnym korytarzu i odnalazłem łazienkę, szybko zciągnąłem brudną koszulkę i wepchnąłem do torby, włożyłem czystą, pachniała jak truskawki. Coś czułem, że będę ja musiał oddać właścicielce. Udałem się do wielkiego studia z mnóstwem luster. Przelotnie spojrzałem na pomieszczenie, brakowało nam jednej osoby. Zayn siedział i rozmawiał przez telefon. Harry był poddenerwowany i przygnębiony. Liam stał i zawzięcie dykutował o czymś z Dan. Nie było Lou'isa, co by tłumaczyło zachowanie Styles'a. Wolnym krokiem podszedłem do przyjaciół i przytuliłem każdego na powitanie.

- No, w końcu! - Liam i ten jego wieczny entuzjazm - Już myślałem, że się zgubiłeś. - przyjrzał mi się uwarznie - Widzę, że chyba tak, skoro masz na sobie nie swoją koszulkę - zachichotał i z dumą na twarzy usiadł na drewnianej podłodze.
Do sali weszła grupka dziewczyn w identycznych strojach. Każda była ubrana na czarno. Balerki, rajstopy i body, ostro wycięte na plecach. Odróżniała ich tylko fryzura. Znalazłem w tłumie znajomą twarz i uśmiechnąłem się na sam widok pięknych turkusowych oczu. Spojrzała na mnie przelotnie i zarumiła się. Już chciałem do niej podejść, lecz z gardła Harry'ego wydobył się przeraźliwy krzyk.

- Julkaaaaa! - biegł jak szalony w stronę dziewczyny - Boże! Tak bardzo tęskniłem! - rzucił się jej na szyję, co spowodowało zachwianie równowagi.

- Widzieliśmy się wczoraj głuptasie - odpowiedziała lekko przyduszonym głosem.
Poczułem niezbyt przyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Ona miała tak przytulać mnie, ona miała spotykać się ze mną. Znowy niezastąpiony Harry Styles poderwał mi dziewczynę. Byłem wściekły, miałem ochotę rozerwać go na małe kawałeczki. Poderwałem się na równe nogi i bez słowa wyszedłem ze studia trzaskając dzwiami.

***

Lou

Miałem dość! Wszystko, dosłownie wszystko mnie denerwowało. Zostałem w domu, gdyż nie widziałem sensu we wkurzaniu reszty chłopaków. W głowie miałem tylko jeden obraz. Ja i Harry, znów razem, tak jak na początku. Cholernie tego chciałem. Rozpamiętywałem każdy nasz 'pierwszy' raz, wszystko co robiliśmy tylko razem.

- Chłopcy! Mamy tylko cztery pokoje, ktoś będzie musiał zamie....

- My! - krzyknął Harry, Simon posłał mu pytające spojrzenie - Ja i Lou, oczywiście - loczek uśmiechnął się od ucha do ucha spoglądając na mnie. Czułem jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.

- Mnie pasuję - odszepnąłem lekko zażenowany

- Okej! - Cowell klasnął teatralnie w dłonie - Skoro wszystko ustalone to ja się zwijam, a wam życzę udanego wieczoru - przymrużyl powieki i wsunął na nos za duże okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Hazza szybkim ruchem złapał mnie za dłoń i splutł nasze palce. Nie było mi z tym źle, czułem się wręcz odwrotnie, za bardzo mi się to podobało. Pociągnął mnie w stronę najbardziej oddalonego od świata pokoju. Rzucił się na łóżko i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłem najbliżej jak się dało a Curly delikatnie odgarnął moje włosy z czoła.

- Uda nam się - powiedział. Zastanawiałem się jaki sens mają te słowa.

'Uda nam się', nie udało się Harry, przepraszam...



15 lipca 2012

IV - All I Want


IV


Lou

Kolejny raz czekałem na niego do późnego wieczora. Godzina robiła się już nieprzyzwoita a we mnie wzbierały nerwy. Martwiłem się okropnie, że coś się mogło stać. Co chwilę starałem się do niego dodzwonić lecz odpowiadała mi tylko głucha cisza. Od kiedy Harry poznał El zmienił się nie do poznania. Nie chciał spędzać już ze mną tyle czasu, bardzo często odpychał mnie gdy próbowałem mu okazać czułość. Może była to zazdrość a może moja wyobraźnia. Czułem się nieswojo. Pragnąłem go każdą komórką mojego ciała, lecz najwyraźniej nie było mi to dane. Po dwugodzinnym chodzeniu w kółko opadłem bezwładnie na kanapę. Przymknąłem powieki i pozwoliłem aby fala nieprzyjemnego bólu rozlała się w moich żyłam. Skrzywiłem się, po czym zwinąłem w kłębek. Schowałem głowę między kolanami i usłyszałem cichy szloch. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że ja jestem jego autorem. Roześmiałem się w duchu i skarciłem za tak błahą rzecz jaką był płacz. 
Zbudziło mnie głośnie trzaśnięcie drzwiami. Spojrzałem na zegarek, wskazywał godzinę 1 w nocy. Zerwałem się na równe nogi. Potrząsnąłem głową aby odgonić złe myśli i poszedłem do kuchni z której wydobywał się hałas. Poczułem wielką ulgę gdy go zobaczyłem. Siedział do mnie tyłem, opierając łokcie na blacie, w ręce trzymał szklankę z brązową cieczą. Whisky, pomyślałem. Nie zniosę go w takim stanie, mam dość jego wybryków. Podszedłem i delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu jednocześnie wypuszczając powietrze zalegające w płucach. Odsunął się ode mnie.

- Lou, nie... - szepnął zmęczonym głosem. Nie chciał mnie. Spojrzałem na jego twarz. Dopiero teraz zauważyłem, że po prawym policzku płynie samotna łza. Mimo protestów starłem ją opuszkami palca. Harry przymknął oczy i zamoczył usta w trunku opróżniając szklankę. Skrzywiłem się na sam zapach, który dotarł do moich nozdrzy. Nadal trzymając rękę na jego twarzy obróciłem ją w swoją stronę. Wyglądał pięknie, mimo podkrążonych oczu, za czerwienionego nosa i spuchniętych warg.

- Co się stało? - na dźwięk mojego głosu zadrżał i podniósł wzrok. Jego zielone tęczówki były zaszklone ale nadal można było zatopić się w ich głębi. Pokręcił tylko głową. Już chciał otworzyć butelkę lecz strzepnąłem jego dłoń. Po domu rozległ się huk pękanego szkła. Byłem w szoku, nie poznawałem sam siebie, ale nie chciałem aby zatapiał smutki w alkoholu. Spojrzał na mnie oniemiały.

- Co Ty... - zaczął, lecz zamknąłem jego usta głębokim pocałunkiem. Przygotowałem się na uderzenie. Nic takiego się nie stało. Harry przywarł do mnie jeszcze bardziej, napierając klatką piersiową na mój tors. Oddał pocałunek z jeszcze większym zaangażowaniem. Jego ciepłe wargi lekko pieściły moje. Po czułem jak uginają się pode mną nogi.

***
Harry

Stała przede mną. Była reali styczna, na wyciągnięcie ręki. Mogłem podziwiać jej perfekcyjną twarz, każdy milimetr był mój. Niebieskie tęczówki, piękny prosty nos i te usta. Za nimi tęskniłem najbardziej, a raczej za dźwiękami, które z nich płynęły. Włosy, które pamiętałem jako proste, teraz były spięte w misterny kok, a pojedyncze pasma opadały na długa szyję. Widziałem ból i strach w jej oczach, nie wiedziałem tylko dlaczego pojawiły się w nich łzy. W moim gardle pojawiła się gula, próbowałem ja przełknąć, na marne. Poprawiła torbę na ramieniu i podniosła brwi, co było oznaką zniecierpliwienia. Zdążyłem już zapomnieć jakie są kobiety.

- Tęskniłem - nic, nadal wpatrywała się we mnie tym zimnym wzrokiem - Wiem, co sobie teraz myślisz. Ale to nie tak. Tęskniłem jak za przyjaciółką. Tak idealnie mnie rozumiesz. Potrafiłaś postawić mnie na nogi. Od dawna nie czułem się tak dobrze w czyimś towarzystwie...

- Na górze zostało chyba jakieś kakao. - przerwała mi nagle, a jej usta wygięły się w ten charakterystyczny sposób - Mam nadzieję, że masz mi ciekawe rzeczy do powiedzenia bo przegapiam właśnie najważniejszy wykład na uczelni  - rzuciła z sarkazmem po czym odwróciła się na pięcie i już jej nie było. Szybko otrząsnąłem się i pognałem na czwarte piętro. Drzwi zostawiła otwarte, na samym wejściu czułem piękny zapach kwiatów i czekolady. Duże okna dawały złudzenie większej przestrzeni. Kuchnia była w kolorze kremowym, zachęcała, wyglądała dosłownie smakowicie. Julia postawiła przede mną kremówki i duży kubeb kakao z którego unosiła się para. Szybko zanurzyłem wargi w ciepłej cieczy. Poczułem jak napój rozlewa się po moim ciele. Obserwowała uważnie każdy mój ruch. Miała dziś na sobie biały sweter i karmelowe rurki. Stopy wcześniej przyozdobione sandałkami zwisały swobodnie z krzesła. Utkwiłem wzrok w martwym punkcie i poczułem słony płyn na policzku. Pogłaskała mnie po dłoni.

- Lou?

- Lou... - potwierdziłem łamiącym się głosem. Była taka wyrozumiała.


Zimne palce wdarły się pod moją koszulkę. Mimowolnie zadrżałem. Delikatni objąłem Louisa w pasie. Wplótł palce w moje gęste loki nadając rytm naszym pocałunkom. Był spragniony czułości tak samo jak ja. Nie rozumiałem tylko dlaczego oczekuję jej ode mnie. Miał Eleanor, swoją perfekcyjną dziewczynę. Ona miała wszystko, piękne ciało, długie nogi, kasztanowe lśniące włosy, zielone duże oczy. Brakowało tylko jednej rzeczy, inteligenci. Bałem się do tego przyznać, ale nie lubiłem jej, była zwykłą pustą dziewczyną. Jako jego przyjaciel powinienem akceptować ją w 100 procentach. Lecz ja nie chciałem być tylko przyjacielem, oczekiwałem czegoś więcej. Zamiast cieszyć się z jego zaangażowania odepchnąłem go lekko, spuścił głowę.

- Lou, nie chcę żeby tak to wyglądało - powiedziałem. Chłopak mocniej zacisnął ręce na moich policzkach. Pokręcił powoli głową.

- Ja też, ale tak bardzo Cię chcę. To jest silniejsze ode mnie - głos załamał mu się na ostatniej sylabie.

Płakał a słony płyn spływał lekko po jego gładkiej skórze. Opuszkami palców starłem łzy i podniosłem jego głowę tak abym mógł spojrzeć w piękne oczy. Zabolało, poczułem ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Już sam nie wiedziałem czego chcę. Serce mówiło, całuj, kochaj, udowodnij miłość lecz rozum podpowiadał, jest ona, on ją kocha, on Cię nie chcę. Miałem dość siebie samego i wewnętrznego monologu.

- Chodź. Położymy się spać. Jutro też jest dzień, ja nigdzie się nie wybieram - niepewne spojrzenie posłane w moją stronę - Obiecuję.

- Dobrze. - odparł w końcu.

Wziąłem go za rękę, wplatając w nią palce. Szliśmy powoli odszukując w ciemnościach drzwi do mojego pokoju. Pchnąłem go na łóżko i sam położyłem się obok otulając nas kołdrą. Tommo tak jak zwykle, mocno przywarł do mojego torsu, cicho szlochając. Złożyłem lekki pocałunek w jego włosy. Powoli uspokajał swoje nerwy po czym usłyszałem pojedyncze chrapnięcie. Kocham Cię, tak bardzo, że nie dam Cię skrzywdzić.


- Kochasz go? - spytała, uważnie mi się przyglądając. Jej ręce zacisnęły się na białym kubku. Pospiesznie odłożyła go na blat i wzięła w palce kawałek ciastka. Spojrzała na mnie wyczekująco.

- Kocham, za bardzo go kocham. Wiem, że ja jestem tylko zwykłym Harrym. On się zmienił, Julia. Kiedyś widziałem, że on też mnie chcę, że mnie potrzebuję. Tęsknie za Louisem sprzed roku, lecz wiem, że on nigdy nie wróci. - kolejna łza. Dziewczyna przysunęła się do mnie, opierając głowę na ramieniu. Objąłem ją jedną ręką, drugą zaś starałem się wytrzeć mokry policzek. Westchnęła lekko. Pociągnęła lekko za gumkę na włosach i pozwoliła bezwiednie opaść blond pasemkom. Odgarnąłem jedno z nich, które opadło na czoło. Uśmiechnęła się lekko.

- Myślę, że... - zaczęła powoli - to nie jest tak, że on nie kocha Ciebie. Po prostu minęło trochę czasu. Dorósł, albo mu się tylko tak zdaje. Spróbuj zrobić to samo. Pokaż mu, że nie cierpisz. On wróci, będzie tęsknił. I wiem, że kocha Cię.


9 lipca 2012

III - Stole My Heart


III

Lou 

Zaczął się kolejny słoneczny dzień w północnej Kanadzie. Na zegarze wybiła godzina siódma. Ciepłe powietrze wypuszczane przez usta Harrego owiewało moją szyję. Jedna z jego rąk spoczywała na moim torsie co uniemożliwiało mi jakiekolwiek poruszenie się. Jakoś specjalne na to nie narzekałem, w głębi potrzebowałem jego czułości. Przestałem się przed tym bronić kiedy Eleanor wkroczyła w moje życie. Wiedziałem, że będzie idealną przygrywką. Lecz nadal męczyłem się z hamowaniem moich niektórych zachowań. W tym momencie miałem nieodpartą chęć ucałować go w rozchylone wargi. Wydawały się takie ciepłe i miękkie. Ich malinowy kolor zachęcał mnie jeszcze bardziej. Dzielił nas tylko jeden centymetr. Nagle poczułem jak mój przyjaciel porusza się jednocześnie jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nami. Lekko musnął moje wargi po czym obrócił się na drugi bok, dzięki czemu mogłem już wstać. Podniosłem się szybko z łóżka i wrzuciłem na siebie czarne spodnie dresowe. Ostatni raz zerknąłem na Harrego, jego misterne loki rozłożyły się na poduszce tworząc wachlarz a policzki przybrały kolor zdrowego różu. Zbiegłem szybko po schodach nie zastając nikogo w kuchni. Zacząłem przygotowywać składniki potrzebne do zrobienia naleśników, wiedziałem jak wszyscy je uwielbiali, tym bardziej gdy ja byłem ich autorem. Po chwili na rozgrzaną patelnie wylałem gęstą ciecz a po domu rozszedł się zapach cynamonu i cukru wanilinowego. W tym dniu było coś magicznego, czułem to w każdej części mego ciała. Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu który wpełza na moje zarumienione policzki. Jednocześnie pilnując jedzenia próbowałem dosięgnąć do lodówki po mleko czekoladowe. Jakież było moje zdziwienie gdy obok mnie zmaterializował się Niall. Jego blond czupryna była potargana, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z rozbawieniem. Musnął mój policzek po czym udał się do dużego pokoju z moim napojem. Postanowiłem mu trochę podokuczać, więc gdy był już w progu podstawiłem mu nogę co spowodowało, że cała zawartość kubeczka wylała się na Harolda. Stał przed blondaskiem i wlepiał w niego swoje wściekłe oczy. Miał na sobie białe bokserki, które teraz przybrały kolor czekolady. Po włosach i torsie spływamy pojedyncze krople płynu.

- Nie nauczyli Cię chodzić?! - spytał rozdrażniony. Jego brwi uniosły się ku górze, nadając jego twarzy śmieszny wyraz. Horan zachichotał po czym cofnął się moją stronę i objął mnie ramieniem.

- To Louisa nie nauczono, że nie należy mi dokuczać - opowiedział z sarkazmem po resztki z kubeczka wylał na moją koszulkę i uciekł do swojego pokoju. Harry stał przed mną dobre pięć minut nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Podszedł do mnie i zdjął moją koszulkę. Przejechał delikatnie opuszkami palców po moich piersiach, nieświadome sprawiając mi niesamowitą przyjemność. - Biorę ją do prania - odparł i udał się do łazienki po drodze bełkocząc coś pod nosem.

***
Harry

Energicznie pchnąłem drzwi do niewielkiego zielonego pomieszczenia. Często zastanawiałem się kto kazał je pomalować na ten obrzydliwy kolor. Czułem się tu jak w szpitalu. Dziękowałem Bogu, że to nie mój pokój został tak skrzywdzony. Nastawiłem pralkę na 60 minut po czym wrzuciłem do niej koszulkę Tommo jednocześnie zdejmując bokserki. Usłyszałem za sobą pomruk nie zadowolenia. Odwróciłem się szybko i ujrzałem śliczną szatynkę w białek zwiewnej sukience. Patrzyła na mnie rozbawiona swoimi czekoladowymi oczyma. Po chwili uświadomiłem sobie, że stoję przed nią całkowicie nagi. Podbiegłem do szafki i wyciągnąłem ręcznik, owijając go w okół bioder.

- Liam ma lepsze pośladki - wyparowała. Spojrzałem na nią zdziwiony po czym dodałem - Wiem - opowiedziała mi złośliwym uśmieszkiem, podeszła do mnie i mocno przytuliła do siebie. Owiał mnie zapach jej cudownych perfum, który w oka mgnieniu rozniósł się po pomieszczeniu.

- Mam nadzieje, że pamiętasz o naszej dzisiejszej randce, przyjacielu*

- O tym nie mogłem zapomnieć - moja odpowiedź najwyraźniej ją zadowoliła. Zostawiła mnie samego pozwalając na wybranie stosownego stroju.

Udałem się do swojego pokoju i otworzyłem szafę. Znalazłem jakieś spodenki w kolorze granatu sięgające mi do kolan i czysty biały top. Zbiegłem szybko po schodach, nie pozwalając Dan czekać na mnie zbyt długo. W kuchni nadal buszował LouLou, uśmiechnął się do mnie lekko po czym odwrócił w stronę Nialla. Szukałem wzrokiem mojej pięknej koleżanki, namierzyłem ją po paru minutach. Stała przy drzwiach wyczekując mnie niecierpliwie. Musnąłem przelotnie policzek Tomlinsona i porwałem jej rękę w swoje objęcia. Wyszliśmy w gorące powietrze oboje w tym samym czasie zakładając okulary przeciw słoneczne. Uśmiechnąłem się na sam widok słońca, zawsze przyprawiało mnie o przyjemne odczucia. Przez długi czasz szliśmy bez celu gdy w końcu zauważyliśmy duży park na końcu alejki. Dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę dając do zrozumienia, że chcę się tam udać. Wydawało mi się, że już tu byłem lecz jest to prawie niemożliwe. Spędzałem w Kanadzie dopiero drugi miesiąc, więc każde miejsce było dla mnie nowe. Usiadłem na pobliskiej ławce i mocno wciągnąłem powietrze. Wilgotna bryza otuliła moje nozdrza, poczułem nieprzyjemne ukłucie w dołku i nagle wszystko wróciło.


Była taka piękna. W ciągu trzech godzin zdążyłem ją pokochać. Pokochać jak najlepszą przyjaciółkę, jak siostrę, jak bratnią duszę. Czułem, że rozstanie będzie nie do zniesienia. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak brakowało mi w życiu spontaniczności. Ona była moja odskocznią, choćby na jeden dzień, choćby na jedną chwilę. Leżeliśmy na kanapie popijając trzecie wino z kolei. Kręciło mi się w głowie, lecz ten stan był przyjemny. Komórki mojego ciała były rozgrzane, spragnione czegoś nowego.

- Co teraz robimy? - spytała, a jej głos odbił się echem w mojej obolałej czaszce.

- A na co masz ochotę? - wypowiedziałem to najbardziej seksownie jak potrafiłem. Spojrzała na mnie roześmiana. Jej oczy utkwiły wzrok w martwym punkcie za mną. Przez dłuższą chwilą siedzieliśmy w milczeniu. Opadła na me ramiona. Zauważyłem, że najnormalniej w świecie zmożył ją sen. Przytuliłem ją do swojego boku, po czym otuliłem nas kocem. Długie blond włosy opadły lekko na mój tors. Oddychała równomiernie co jakiś czas pochrapując, tak samo jak Lou. Lou... Natychmiast wyrzuciłem go z głowy i pozwoliłem aby pochłonęła mnie nicość.

Obudziło mnie słońce wlewające się przez uchylone do połowy rolety. Byłem obolały przez spanie w niewygodnej pozycji. Nie leżała już na mnie, jej głowa spoczywała spokojnie na oparciu kanapy a nogi zwisały z drugiej strony. Wstałem i poprawiłem jej ułożenie aby potem nie wstała z bólem krzyża. Ucałowałem ją w czoło i wyszedłem zostawiając za sobą tylko skrawek papieru.


Nagle poczułem jak coś mną potrząsa. To Danielle ściskała moje ramiona i próbowała przywrócić do życia.

- Harry! Wszystko w porządku? Pobladłeś coś... - spytała zdenerwowana

- Tak. Nie.. Dan, muszę coś zrobić. Przepraszam, odezwę się - pożegnałem ją nie zwracając uwag na to co w danym momencie zrobiłem i szybko wybiegłem z parku w stronę zachodu. Chciałem ją odszukać, dowiedzieć się co między nami zaszło. Potrzebowałem rozmowy z nią, jej oddechu, oczu, nienagannego uśmiechu. Nie miałem pojęcia co mną kieruję. Po prostu stała się dla mnie całym światem. Miałem w pamięci ten blok, to mieszkanie, te drzwi. Biegłem ile sił w nogach, aby obrazy w mojej głowie nie zamazały się. Jeszcze tylko jedna przecznica i jeden zakręt. Tylko co potem? Co jej powiem?


* Miałam na myśli to, iż Harry i Danielle to przyjaciele, a tekst z randką był ich prywatnym żartem.