24 czerwca 2012

II - Can you forgot?

II


Harry

Patrzyłem jak powoli wypuszcza dym nosem, a po chwili jej źrenice rozszerzają się. Jeszcze jeden raz, jedno pociągnięcie i w końcu osiągniemy ten stan. Beznadziejny do tej pory humor momentalnie uległ polepszeniu. Czułem jak moje płuca ostatni raz nabierają świeżego powietrza, by po chwili wypełniły się czysty, efektem marihuany. Przez dłuższą chwilę nie mogłem oddychać. Wypuściłem opary, czując nieprzyjemne łaskotanie w gardle. Zaczęła się śmiać, a w jej idealnych policzkach pojawiły się dołeczki. Pełne usta wykrzywiły się w grymasie. Obróciła głowę w moją stronę a ja kolejny raz zatopiłem się w płynnym turkusie jej oczu. Poczułem jak wiatr smaga me policzki i targa kasztanowe loki.. Zapach powietrza przesiąkniętego wilgocią lekko łaskotał moje nozdrza. Wyciągnęła do mnie rękę, a ja splotłem nasze palce w mocnym uścisku. Podniosła się do pozycji siedzącej po czym znowu opadła na ziemię. Zachichotałem i ucałowałem ją w czubek głowy. Powoli odpływałem w błogi stan. Liczyło się tylko tu i teraz, tylko my. Słońce powoli zachodziło, chmury przybierały kolor purpury. Każda komórka mojego ciała chciała więcej. Chciałem dotyku, czułości, namiętności. Chciałem poczuć to co przy nim. Ciepłe wibracje przepływające przez moją krew. Uczucie bezpieczeństwa, spełnienia, spokoju. Iskierki w oczach gdy pojawiałem się obok. Wszystko czego pragnąłem to on...

- Julia... 

- Tak? - spytała łagodnie dziewczyna. Miała zamknięte oczy.

- Myślisz, że to miłość?

- Ona nie istnieje - odpowiedziała szybko po czym mocniej ścisnęła moja dłoń.

Myśli w mojej głowie wirowały tak samo jak niebo przed moimi oczami. Trawa była zbyt wygodna bym miał ochotę wstać. Czułem ogarniający mnie głód a jednocześnie senność. Nabrałem wielkiej ochoty na naleśniki z syropem klonowym. Dosłownie czułem te specyficzne gilgotanie w żołądku i ślinkę spływającą po moim policzku. Przypomniałem sobie ten zapach. Praktycznie każde śniadanie przygotowywał Lou i za każdym razem ja rozpływałem się smakując jego kulinarne pomysły. Kolejny raz tego dnia oddałem się w nasz świat, czego sobie surowo zabraniałem. Zerwałem się na równe nogi po czym bez powodu wybuchnąłem głośnym śmiechem. Pociągnąłem ją za sobą i już po chwili biegliśmy w kierunku najbliższego sklepu monopolowego. Kupiliśmy dwie butelki dobrego wina, po czym w szybkim tempie je opróżniliśmy. Jedyne co pamiętam to wejście do jej domu, reszta była dla mnie nieodkrytą tajemnicą

***

- Harry! - zachichotałem widząc minę mojego przyjaciela. Był taki uroczy gdy się złościł. Na jego czole pojawiły się bruzdy a usta wygięły się w podkówkę. W podskokach pokonałem dzielący nas dystans, a on od razu wtulił się w mój tors. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Wplotłem palce w jego potargane włosy - Nie możesz zostawia mnie tak długo samego - wyszeptał w zagłębienie mojej szyi.

- Mam swoje życie - odparłem i obserwowałem jak jego wyraz twarzy się zmienia. Emocje przepływające przez jego oczy różniły się od tego co pokazywały gesty. Odkleił się ode mnie i pomaszerował do pokoju z hukiem zamykając drzwi.

- Lou! Louis! Lou-eh! - krzyczałem za nim, lecz na nic mi się to nie zdało. Z impetem otworzyłem drzwi. Mój przyjaciel siedział na łóżku, a twarz chował w dłoniach. Nie rozumiałem czym go tak uraziłem. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na jego plecach przesuwając palcami to w górę to w dół. Przeszedł go dreszcz a nerwy ustąpiły. Spojrzał na mnie.

- Myślałem, że ja też należę do Twojego życia - powiedział z wyrzutem, a w jego oczach pojawiły się łzy. Zrobiło mi się tak cholernie przykro. Widziałem jego ból, który sam wywołałem. Zmierzwiłem mu włosy.

- Ależ należysz głuptasie - odpowiedziałem po czym mocno go do siebie przytuliłem. Jego ciepły oddech owiał mój policzek. Czułem jak co raz mocniej zaciska ręce na mojej tali. Delikatne zjechał w dół i włożył jedną z dłoni pod moją koszulkę. Zaczął drapać moje plecy, na co wydałem cichy pomruk zadowolenia.

- Aż tak tęskniłeś? - spytałem otwierając powieki, dzieliło nas zaledwie parę centymetrów, a jego twarz wydawała mi się taka anielska.

- Bardzo, Haroldzie - jeszcze mocniej wtulił się w mój bok przesuwając głowę na moją pierś - Nie miałem się do kogo przytulić w nocy - dodał po chwili zastanowienia.

Kolejna fala ciepła rozlała moje ciało. Było mi tak dobrze. Krew przepływająca przez moje żyły zaczęła krążyć szybciej. Wsadziłem twarz w jego włosy po czym zaciągnąłem się intensywnym zapachem kokosów i męskich perfum. Opadłem na łóżko wraz z nim. Przeniósł swoje ręce na mój brzuch delikatnie zakreślając kółeczka wokół mojego pępka. Zastanawiałem się na czym to polega. Potrafiłem go kochać mimo wszystko. Niezależnie od tego czy żyliśmy w zgodzie czy w kłótni. Każdy dzień był na wagę złota. Każda chwila znaczyła zbyt wiele. Miałem nieodpartą chęć powiedzenia mu wszystkiego co siedzi m w głowie od przeszło dwóch lat. Bycie przyjacielem nie dawało mi już takiej satysfakcji jak kiedyś. Czułość była zbyt mała. Momentami wiedziałem, że coś jest ze mną nie tak. Pamiętam nieprzyjemne kucie w klatce piersiowej gdy mój Lou oznajmił, że zakochał się w "cudownej dziewczynie". Przyprowadził ją do domu i wydawał się taki szczęśliwy. Skoro ona dawała mu pełne szczęście, wszystko czego potrzebował to byłem w stanie to zaakceptować. Lecz od tamtej pory nie jestem już taki sam. Inaczej patrze na świat, nie zawsze uwzględniając jego. Z rozmyślań wyrwało mnie chrapnięcie, które wydobyło się z ust Tommo. Nie wiedziałem kiedy zasnął, lecz ta wizja spodobała mi się, ponieważ sam czułem, że odpływam w świat Morfeusza. Po chwili moje powieki stały się bardzo ociężałe, a myśli nadto spokojnie...

***
Julia

Ból głowy. Jedyne co teraz czułam to pulsujące skronie. Każda część mojego mózgu domagała się jakiegoś ukojenia. Nie pamiętałam co wydarzyło się wczoraj, co robiłam, z kim byłam. Lecz wiedziałam, że za dużo wypiłam co mogło być przyczyną dość głupich zachowań z mojej strony. Podniosłam się szybko z łóżka co było złym pomysłem, bo poczułam jak mój żołądek podchodzi mi do gardła które niemiłosiernie paliło. Takiego kaca jeszcze nigdy nie przeżywałam. Założyłam na siebie długi sweter i pomaszerowałam do kuchni, usiadłam na blacie i otworzyłam lodówkę. Jakież było moje zdziwienie gdy na butelce wody zobaczyłam przyklejoną mała karteczkę. Pismo było dość staranne, ale na pewno należało do mężczyzny. Przeczytałam zawartość. Jedynie podpis podsunął mi przebłyski wydarzeń.

Zielone tęczówki wpatrywały się we mnie dość natarczywie. Czułam jak jego spojrzenie lustruje mnie od góry w dół. Nie pozostałam mu dłużna. Zaczęłam od pięknych brązowych loków opadających lekko na czoło, malinowe usta wygiął w półuśmiechu, a szyję zakrył kołnierzem bluzy w kolorze szarości. Niebieskie dżinsy idealnie podkreślały jego kształty, zaś na stopach miał adidasy w kolorze czarnym. Jeszcze raz spojrzałam na jego twarz, była zbyt nierealna, zbyt piękna. Przysunął się w moją stronę po czym ujął moją twarz w dłonie, spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jeden dzień. - powiedział z uczuciem. Przytaknęłam po czym jego wargi lekko dotknęły moich. Nie poczułam nic wyjątkowego mimo tego, że całował mnie Harry Styles.

Moje serce przyspieszyło swój bieg. Wargi spierzchły a mała karteczka wypadła z rąk spadając napisem do góry. Jeszcze raz jej się przyjrzałam. Marzyłam chociaż o numerze telefonu, lub mailu. Nic. Tak jak mówił, zapomniałam. Lub chociaż starałam się to zrobić.
" Dziękuję, że byłaś i mnie uszczęśliwiłaś.
 Hazza xx "


15 czerwca 2012

I - One step closer.


I


Julia

- Spędzisz ze mną ten ostatni dzień? - spytał łagodnie, a w jego oczach pojawiły się iskierki.

- Jesteś świadom tego, że jest 7 rano i normalni ludzie jeszcze smacznie śpią? - powiedziałam sennie.

- Dlatego jestem tu żebyż się szybko zebrała i nie marnowała dnia. - odpowiedział stojąc nade mną i potrząsają moimi ramionami. Łóżko było takie duże i ciepłe, nie miałam najmniejszej ochoty z niego wychodzić. Był upalny poranek, promienie słońca wlewały się przez masywne zasłony ogrzewając moje plecy. Lukas nadal stał w miejscu i nie dawał za wygraną.

- A może zrobimy po mojemu? - zamruczałam.

- Hmm...?

- Wejdziesz tu do mnie, pośpimy do 9, a potem możesz mnie nawet zawieźć na lotnisko?

- Kuszące, ale nie. Mam dla nas inne plany - odpowiedział i posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Bardzo często dziękowałam Bogu, że mam takiego przyjaciela, lecz teraz marzyłam by zniknął. Ociężałym krokiem zwlekłam się z łóżka. Odbyłam poranną toaletę, założyłam pierwszy lepszy top i dżinsy. Gotowa do wyjścia stałam przed nim z pytającym spojrzeniem.

- Nic Ci nie powiem, tajemnica to tajemnica...

- Wiesz, że tego nie cierpię?

Na dźwięk tych słów tylko prychnął. Wziął mnie za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia. Gdy byliśmy na dworze nadal nie puszczał mojej dłoni. Czułam się trochę nieswojo. Nigdy się tak nie zachowywał, zawsze trzymał mnie na bezpiecznej odległości dystans. Teraz, gdy ja za 15 godzin mam samolot do miejsca oddalonego o 10 tyś. kilometrów on się obudził. Czułam jak po moim ciele rozchodzi się nieprzyjemna fala bólu. Był moją miłością od przeszło dwóch lat, najlepszym i jedynym przyjacielem od roku. Czasem po prostu nie radziłam sobie z jego obecnością, odtrącenie mnie to najgorsze co mógł zrobić. Poczułam jak końcówki mojego serca lekko za szczypały. Otrząsnęłam się z bolesnych wspomnień, nie miałam ochoty do tego wracać. Zauważyłam, że mój towarzysz przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a następnie spogląda w innym kierunku. Podążyłam za jego przykładem.

- Luki, wesołe miasteczko?! - zaśmiałam się nerwowo - Tylko na to Cię stać? - spytałam z sarkazmem.

- Przestań narzekać - odparł ze skrzywiona miną i odszedł w nieznane mi miejsce. 

Momentalnie pożałowałam swoich słów. Chłopak wrócił z karnetem na wszystkie możliwe atrakcje i watą cukrową. Podał mi jedną w kolorze tęczy, następnie zabrał się za konsumowanie swojej. Połowę dnia spędziłam na kolejkach górskich, karuzelach i strzelankach. Mimo wszystko podobało mi się to, spędzanie tego dnia w jego towarzystwie było moim małym marzeniem. Po udanej próbie zachowywania się jak dzieci, stwierdziliśmy zgodnie, że miło by było coś zjeść. Wróciliśmy do mnie, zamówiliśmy pizze rozmiarów XXL i próbując ją zjeść oglądaliśmy filmy do samego wieczora. W pewnym momencie byłam już tak zmęczona, że opadłam bezsilnie na jego ramię. Nie chciałam zasypiać, musiałam dotrwać do pożegnania. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, lecz gdy podejmowałam decyzję o wyjeździe nie uwzględniałam go w "osobach ważnych". Chłopak wyczuł to, znał mnie zbyt dobrze. Podniósł się leniwie z kanapy i pociągnął mnie za sobą. Wziął moją twarz w dłonie i złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Uśmiechnęłam się mimowolnie, powtórzył czynność, lecz tym razem na dłużej. Poczułam, że po jego policzku spływa łza, odsunęłam go od siebie i zajrzałam mu głęboko w oczy. Były smutne i pełne żalu.

- Będę tęsknił - odezwał się w końcu łamiącym się głosem.

- Ja też...

- Moja mała Dżulia - zmierzwił mi włosy i ucałował w czoło.

- Mój wielki Luuuki - odpowiedziałam z przekąsem.

- Pamiętaj, jestem tu dla Ciebie. Kocham Cię - jego oczy znowu się zaszkliły, a ich błękit pogłębił się.

- Wrócę, kiedyś. Dobrze wiesz, że ja Ciebie też - ucałowałam kancik jego ust. Przytulił mnie do swojego torsu. Trafiliśmy tak dłuższą chwilę, dopóki po prostu nie wziął swojej torby i nie wyszedł.

- Żegnaj, będę czekał - rzucił.


Deszcz dudnił w szyby, pojedyncze krople prześcigały się w dotarciu na sam dół szkła. Niebo robiło się co raz ciemniejsze, chmury w kolorze granatu przesłaniały inne, gładkie, płynące jak rzeka. Oczy odmawiały posłuszeństwa, głowa pulsowała w każdym  możliwym miejscu. Chyba dopiero teraz zaczęłam żałować swojej decyzji, lecz już nic nie mogłam zmienić. Życie tu z dnia na dzień ciążyło mi niesamowicie. 

Wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej. Kanada, "kraina mlekiem i miodem płynąca". Byłam tu trzydzieści dni i o trzydzieści za dużo. Nie mogłam pozwolić sobie nawet na chwilę płaczu, to był tylko i wyłącznie mój wybór. Wiele osób uprzedzało mnie, usłyszałam milion rad na temat całej tej sytuacji, lecz i tak górę wzięło moje ego. Doigrałam się, jestem tak daleko od domu a życie ciągnie mnie na dół i chyba nie zamierza dać szansy się podnieść.. 

Moim ciałem wstrząsnął pojedynczy dreszcz, mimo tego, iż od dłuższego czasu leżałam w wannie pełnej gorącej wody. W powietrzu unosił się zapach truskawek, a na podłodze stała wpół opróżniona butelka wina. Cały mój umysł zdawał zatapiać się w smutku, tak samo jak i w dobrym trunku. Jeszcze raz spojrzałam na szybę, deszcz już tylko kropił, a krople spokojnie spływały po jej powierzchni. Żadna nie goniła za sobą, były spokojnie o swój los. Niebo zrobiło się już całkowicie ciemne. Zamknęłam oczy i próbowałam wyrzucić z głowy dawne życie. Moje opuszki palców były dość pomarszczone, stwierdziłam, że czas już wyjść. Myślałam, że 3 - godzinna kąpiel w płynie kojącym zmysły coś pomoże, lecz znowu uratował mnie tylko alkohol...

***
Harry 

Przez wielkie masywne zasłony próbowało przedrzeć się słońce. Właśnie skończyłem nagrywać ostatni fragment mojej solowej piosenki na naszą drugą płytę. Na zegarze wybiła godzina  6 rano, po całonocnym czuwaniu byłem wykończony. Potrzebowałem relaksu i odpoczynku. Zayn drzemał w objęciach Nialla, Liam wyparował około 3 w nocy, a Louis słodko pochrapywał. Odwróciłem się w jego stronę i przycupnąłem na końcu kanapy, która ugięła się pod moim ciężarem. Chłopak poruszył się a na jego twarzy zagościł piękny uśmiech. Policzki okalał cieć rzucany przez długie i gęste rzęsy. Malinowe usta, które dosłownie przed sekundą były wygięte w łuk, otworzyły się i wydobyło się z nich dosyć donośne chrapnięcie. Zaśmiałem się mimowolnie. Odgarnąłem kosmyk jego kasztanowych włosów z czoła aby za chwilę je ucałować. W taki o to sposób pożegnałem się z nim na następne 24 godziny. Żal mi było opuszczać mojego przyjaciela, lecz ostatnio nie podobał mi się sposób w jaki na mnie działał. Każdy dotyk czy spojrzenie koiło moje nerwy i zmysły. Za bardzo potrzebowałem go do codziennego życia, co powodowało większe uzależnienie. Chciałem odpocząć od całej czwórki, aby zatopić się w moim świecie. 

Założyłem na siebie siwą bluzę, jednocześnie nalewając sobie kawę do plastikowego kubeczka. Wyszedłem na zaspane jeszcze miasto, jedyne niektórzy ludzie szli w kierunku swojej pracy. Postanowiłem odciąć się od tego. Założyłem kaptur na głowę i pociągnąłem spory łyk kofeiny, która momentalnie pozwoliła mi zacząć myśleć trzeźwo. 

Szedłem w stronę pobliskiego parku, powietrze pachniało deszczem, trawa zazwyczaj pożółkła dziś była w pięknym zielonkawy, kolorze. Jak na październik słońce grzało dość przesadnie. Usiadłem na ławce i opuszkami palców dotykałem obrzeża kubka. Dopiłem ostatni łyk i zacząłem szukać śmietnika. Okręciłem głowę w każdą możliwą stronę, lecz nigdzie nie było śladu kubła. Zatrzymałem wzrok na dziewczynie siedzącej na drugim skraju. Miała piękne, długie blond włosy opadające bezwiednie na wątłe ramiona. Karmelowy sweter podkreślał oliwkowy odcień skóry. Pociągnęła zgrabnym nosem po czym odniosła wzrok znad książki w której była zatopiona. Jej spojrzenie skierowało się prosto na mnie. Turkusowe oczy zaświeciły się jak dwie iskierki. Przeczesała palcami włosy a jej koralowe usta wygięły się w łuk. Miała w sobie coś niezwykłego. Jej uroda przyciągała, ale nie nudziła się od razu. Chciałem ją poznać bliżej.

- Zostaniemy przyjaciółmi? - wypaliłem. Spojrzała na mnie rozkojarzona. - Spędzisz jeden dzień ze mną a potem o sobie zapomnimy. - dokończyłem.